Stanfordzki eksperyment więzienny
W 1971 roku Philip Zimbardo przeprowadził eksperyment polegający na symulacji życia więziennego. Celem eksperymentu było zbadanie wpływu otoczenia na zachowanie jednostki. Psycholog chciał sprawdzić, czy w sytuacji specyficznej, innej od normalnego życia, wzorce myślenia i zachowania będą radykalne różnić się od standardowych. Czy osoba będzie odgrywać rolę, którą wymusiła na niej pewna sytuacja, w jakiej się znalazł? Aby to zbadać, postanowił na potrzeby eksperymentu stworzyć więzienie w piwnicy wydziału psychologii Uniwersytetu Stanford.
Zimbardo zadbał o to, aby eksperyment jak najbardziej przypominał prawdziwe więzienie. Projektując wygląd więzienia konsultował się z byłym skazańcem znającym dobrze realia więzienia, który spędził tam aż 17 lat. Badacz szukając chętnych do eksperymentu zamieścił ogłoszenie, w którym proponował 15 $ za każdy dzień udziału. Przy uwzględnieniu inflacji na dzisiejsze wychodzi to, około 90 $, więc nie tak mało biorąc pod uwagę, że szukano studentów. Do eksperymentu zgłosiło się 70 osób, każdą z nich dokładnie zbadano pod kątem psychologicznym i zdrowotnym. Odrzucano mających w przeszłości problemy z prawem, uzależnionych od narkotyków i tak dalej. Tym sposobem wybrano grupę 24 białych studentów ze średniej klasy społecznej, nieznających się nawzajem. Następnie na zasadzie przypadku podzielono ich na dwie grupy: więźniów i strażników.
Zanim zamknęły się drzwi celi
Twórca eksperymentu więziennego poprosił lokalną policję o pomoc w badaniu. Policjanci przyjeżdżali do domu ochotnika i postępowali z nim jak z normalnym przestępcą. Ochotnik był zatrzymywany, przeszukiwany, skuwany, zabierany na komisariat, gdzie odczytywano mu akt oskarżenia… Następnie ochotnikowi nakładano czarną opaskę i przywożono go do więzienia uniwersyteckiego. Tam rozbierano więźnia do naga i podawano procesowi odwszawienia. Więźniów ubrano w białe koszule przypominające sukienki, z tyłu i przodu widniał numer, który zastępował imię więźnia (w trakcie eksperymentu więźniowie mieli się do siebie zwracać tylko numerami).
Do nogi każdy więzień miał przyczepiony łańcuch symbolizujący ich rolę oraz czapkę wykonaną z damskiej pończochy. Dzięki takiemu stroju więzień miał zaniżone poczucie swojej wartości. Z kolei grupa strażników sama mogła wybrać swoje ubrania. W tym celu udali się do pobliskiego sklepu z militariami. Wybrali sobie mundur w kolorze khaki, czarne okulary i pałki policyjne, którymi później demonstrowali swoją władzę. Fakt wybrania sobie stroju sprawił, że strażnicy poczuli się ważni.
Przebieg Stanfordzkiego eksperymentu więziennego
Pierwszy dzień eksperymentu więziennego przebiegał spokojnie. Uczestnicy eksperymentu nie odgrywali swojej roli na poważnie. Strażnicy pozwalali na różne żarty i brak dyscypliny. Taki stan rzeczy szybko się jednak zmienił. Pierwszej nocy więźniowie zostali brutalnie obudzeni w środku nocy i zmuszono ich do wzięcia udziału w apelu, (co jakiś czas miał być przeprowadzony apel, na którym sprawdzano listę obecności i uczono się numerów na pamięć, ale nikt nie mówił, że ma być o 2 w nocy!).
Po tym incydencie więźniowie postanowili z rana wywołać bunt w więzieniu. Zabarykadowali swoje cele materacami, zerwali swoje numery i wyzywali strażników, co oczywiście ich rozwścieczyło. Strażnicy uporali się z butem przy użyciu gaśnicy. Na więźniów spadły ogromne reperkusje. Rozebrano ich do naga, zabrano materace, odmówiono posiłków, a inicjatorów buntu zamknięto w karcerach. Po tej sytuacji strażnicy wyciągnęli wnioski, aby zapanować nad butem musieli ściągnąć strażników z innej zmiany. Aby więcej się tak nie kłopotać, postanowiono spróbować podejścia psychologicznego. Zrobiono specjalną uprzywilejowaną celę dla więźniów nieuczestniczących czynnie w buncie. Pozwolono im się ubrać, umyć zęby, a także dostali podwójną porcję jedzenia. Jednak więźniowie w ramach solidarności nie chcieli jeść. Strażnicy, czując, że tracą kontrolę nad sytuacją postanowili wprowadzić większy rygor. Kazali wykonywać ćwiczenia fizyczne i zaczęli decydować dosłownie o wszystkim. O tym czy więzień może wyjść do toalety, czy dostanie posiłek, czy dostanie koc na noc i tak dalej.
Pierwsze załamanie
Drugiego dnia przywódca buntu siedząc w izolatce zaczął skarżyć się na bóle głowy i brzucha. Krótko mówiąc, bardzo chciał, aby ten eksperyment się skończył. Po rozmowie z psychologiem zgodził się zostać pod warunkiem, że strażnicy będą go lepiej traktować. W zamian za przywileje miał być informatorem dla badacza. Zdecydował się przemyśleć propozycję i porozmawiać później. Na następnym apelu więzień ten nie wytrzymał i stracił nad sobą kontrolę. Wykrzykiwał „nie możecie stąd wyjść, nie da się przerwać eksperymentu”. Taka informacja z ust przywódcy buntu sprawiła popadnięcie w stan beznadziei wśród pozostałych więźniów. To wszystko działo się zaledwie po 36 godzinach badania. Jakby tego było mało, w następnych dniach strażnicy pozwalali sobie na coraz więcej. Kazali więźniom czyścić muszle toaletowe gołymi rękoma, odbywać wielogodzinne apele, czy symulować akty homoseksualne.
Komisja
Piątego dnia więźniowie byli na komisji, która miała rozważyć o ich wcześniejszym zwolnieniu. Większość była gotowa zrezygnować ze swoich pieniędzy byle zakończyć ten eksperyment. Tutaj pojawia się ciekawy przypadek byłego więźnia (o którym była mowa na początku). Wcielił się on na potrzeby eksperymentu w rolę przewodniczącego komisji. Otóż wcześniej wielokrotnie on sam stawał przed taką komisją i co ciekawe stosował taką samą argumentację, jaką wobec niego stosowano, gdy był po drugiej stronie biurka. „Musisz mieć czas by to przemyśleć, by przyjąć inny punkt widzenia. Kiedy stąd wyjdziesz musisz być innym człowiekiem”. Zachowywał się jak typowy przewodniczący i odpowiadał więźniom-ochotnikom tak samo, jak mu odpowiadano. Dopiero później zdał sobie z tego sprawę.
Więźniom mówiono, że ich wnioski zostaną rozpatrzone w bliżej nieokreślonym czasie i nawet nie protestowali. Już po kilku dniach zatracili kontakt z rzeczywistością. Zapomnieli, że są ochotnikami w eksperymencie. Dzień wcześniej dla wzmocnienia iluzji przyszedł do więzienia kapelan. Należy odnotować, że przy spotkaniu z nim jeden z więźniów przestawił się nie swoim imieniem i nazwiskiem, a numerem, który widniał na jego koszulce.
Zakończenie i wnioski
Stanfordzki eksperyment przerwano już po 6 dniach (planowano 14 dni). Autor eksperymentu zdał sobie sprawę, że sam wcielił się w rolę dyrektora zakładu i że przestał patrzeć na to pod kątem naukowym. Ponadto studentka przyglądająca się wynikom badania zwróciła uwagę na fatalny wpływ eksperymentu na zdrowie psychiczne uczestników. Kolejnym argumentem za przerwaniem eksperymentu było coraz większe znęcanie się strażników nad więźniami.
Autor udowodnił tezę, że normalny człowiek w pewnych warunkach może stać się niezwykle brutalny. Nie musi przy tym cierpieć na zaburzenia psychiczne, wystarczy, aby miał narzuconą rolę, którą musi odgrywać. Z kolei więźniowie mówili po eksperymencie, że zostali wyalienowani ze swojej tożsamości. Nie czuli się sobą, tylko numerem, który widniał na ich koszulce. Przypominam, że to zaledwie po 6 dniach i że role były losowe. Stanfordzki eksperyment również pokazał, że role, które przyjmujemy w życiu mogą kształtować naszą osobowość. Chociaż w przypadku uczestników eksperymentu, rolę, jakie odgrywali nie rzutowały negatywnie na ich dalsze życie. Po eksperymencie specjaliści wytłumaczyli im, co właśnie przeżyli i pracowali nad tym, aby ich psychika nie ucierpiała.